(PL) Północne Kociewie
Północne Kociewie
Bunkrów nie ma, ale są inne atrakcje.
Wspominałem już we wcześniejszych artykułach, że najbardziej lubię zwiedzać bunkry i opuszczone pałace. W wycieczce po północnych rejonach Kociewia akurat tych dwóch typów miejsc nie było, dlatego dość długo zwlekałem, żeby się tam wybrać, mimo że nie mam daleko. Wyjazd okazał się jednak bardzo udany, więc być może będę musiał zweryfikować to, jak podchodzę do planowania podróży. Zwiedzane atrakcje były bardzo różnorodne i ciekawe same w sobie. Może każda z nich osobno nie wybija się na tle wszystkich miejsc, które zwiedziłem, ale jako całość prezentuje się bardzo atrakcyjnie. Wszystkie położone są bardzo blisko siebie, w okolicach Skarszew i Starogardu Gdańskiego.

Głównym punktem ekspedycji był grobowiec na skarpie, o którym przez chwilę myślałem, że mi się przyśnił, ale jednak rzeczywiście istnieje. Znalazłem go na mapie już kilka lat temu, ale zapomniałem go zaznaczyć i nie mogłem go znaleźć drugi raz. Google usilnie próbowało go przede mną ukryć, bo wyszukiwanie „mauzoleum”, „grobowiec” czy „kaplica” nie dawało żadnych rezultatów. A ja jedyne, co zapamiętałem, to że cmentarz był nad jeziorem i że było to w województwie pomorskim, więc przez jakiś czas myślałem, że grobowiec nad jeziorem jest jedynie wymysłem mojej spragnionej przygód głowy. Na szczęście udało mi się znaleźć go drugi raz na mapie i tym razem nie dość, że zaznaczyłem go sobie, to jeszcze zapamiętałem jego położenie. Znajduje się on nad jeziorem Wielkie, niedaleko Zblewa.
Do grobowca prowadzi dość łatwa ścieżka, około kilometrowej długości, która – poza podejściem pod górkę i drzewami czyhającymi na nasze życie – nie sprawia większych trudności. Małym problemem jest brak jakiegokolwiek parkingu – ja zostawiłem samochód na poboczu pod czyimś domem. Z mauzoleum nie zostało już zbyt wiele, ale samo miejsce jest niesłychanie malownicze. Budowla jest położona na sporej skarpie, która wcina się w jezioro. Myślę, że był to główny powód, dla którego rodzina Schultzów wybrała właśnie to miejsce na swój wieczny spoczynek. Cisza, spokój i szum wiatru nad jeziorem budują atmosferę tego miejsca. Jedyne, co może ten spokój zakłócać, to postępująca dewastacja, ale tak się dzieje właściwie w każdym poniemieckim grobowcu w Polsce.
Mordercze drzewa – myślę, że warto im poświęcić osobny akapit, a kto wie, czy nie będą inspiracją dla jakiegoś opowiadania weird fiction. Prawdopodobnie z powodu położenia nad jeziorem silny wiatr przewraca sporo drzew w okolicy, jednak nie wszystkie chcą mu się poddać. Część drzew jest więc tylko częściowo przewrócona i tkwi pochylona, oparta na innych. Kilka takich drzew wisi dokładnie nad ścieżką prowadzącą do kaplicy, jakby czyhając na nieostrożnego wędrowca. Nie tkwią tam spokojnie – wręcz wydaje się, jakby rwały się do ruchu, ciągle falując i wydając ostrzegawcze, skrzypiące dźwięki. To wszystko sprawia wrażenie, jakbyśmy weszli na czyjeś terytorium, a leśni strażnicy są z tego powodu bardzo niezadowoleni. Więc uważajcie, jeśli postanowicie się tu wybrać.

Pozostałe obiekty zwiedzane tego dnia to:
Stary most, a właściwie dwa mosty w Skarszewach, niedaleko cmentarza. Były to mosty kolejowe, co oznacza, że musiały się tu ciągnąć dwie nitki torów. Obecnie są zarośnięte, ale bardzo ciekawie prezentują się w obiektywie. Na mosty da się wejść, jednak trzeba poruszać się po metalowych elementach – nie ma żadnej jezdni ani kładki, więc to atrakcja dość ryzykowna i przeznaczona dla osób bez lęku wysokości.

Opuszczony kościół ewangelicki w miejscowości Pogódki jest dość popularny wśród miłośników urbexu. Jego dostępność jest zmienna w czasie – jednego dnia można wejść do środka, a innego już nie, bo pojawiają się nowe zabezpieczenia. Ja akurat trafiłem na moment, kiedy tylne drzwi były zniszczone, więc przy odrobinie gimnastyki udało mi się zwiedzić wnętrze. Spośród kościołów, które odwiedzałem, ten jest najlepiej zachowany, choć muszę przyznać, że poprzeczka nie jest tu zawieszona zbyt wysoko. Nie zachowało się nic z wyposażenia, ale w przeciwieństwie do wielu innych opuszczonych świątyń można tu zobaczyć sporo malowideł na ścianach oraz chór, który niestety zaczął się zawalać. I to by było w zasadzie na tyle – warto zwiedzić przy okazji, ale na główny cel wyprawy raczej się nie nadaje.

Opuszczony folwark w Miradowie, niedaleko Zblewa, oferuje do zwiedzania całkiem spory teren i obiekty z różnych okresów historycznych. Znajdują się tu zarówno pozostałości po dworku z czasów niemieckich, jak i hale, które powstały zapewne w czasach, gdy działał tu PGR. Niestety wszystko jest w bardzo złym stanie. Wspomniany dworek jest zawalony, a wszędzie pełno śmieci, głównie części samochodowych. Najbardziej atrakcyjny wizualnie jest spichlerz oraz wozownia/stajnia.

Wypoczynek nad jeziorem Borówno Wielkie. Nie znałem wcześniej tego miejsca, a okazało się bardzo atrakcyjne, jeśli ktoś chce odpocząć nad jeziorem.
(PL) Turystyka militarna
Zobacz również
Skywalk
5 czerwca 2016
Hackerspace Game Jam
15 stycznia 2017